Logo Kurier Iławski

Pierwsza strona
INFORMACJE
Opinie
Kurier Zdrowia i Urody
Papierosy
CENNIK MODUŁOWY
Ogłoszenia drobne
Ogłoszenia modułowe
Stopka
Wyszukiwarka
FORUM

Opinie
Dumne cztery pokoje burmistrza (oklaski)
Dekalog dla wyspy Wielka Żuława
Sezon na grzyby
Po co segregować odpady? Egzamin z dyscypliny
Czy teraz lubi się wracać do szkoły?
LGBT w radzie miejskiej Iławy?
Pozostały tylko obietnice
Epidemia paradoksu
Połowa wakacji minęła, nastroje raczej słabe
Burmistrz zamyka amfiteatr i ma spokój!
Nic się nie stało. Jedziemy!
Ciemność widzę!
Turystów może to nie irytować?
Śmieci nasze powszednie
Dziennik końca świata (7). Powrót do normalności
Ulica księcia Surwabuno
Ewa Wiśniewska, czyli „Powrót Smoka”
Na młode wilki obława…
Serdeczny szwindelek
Szkoda nas na szaszłyki, dlatego chłodźmy głowy!
Więcej...

Opinie

2008-07-23

Ukrzyżowany kruk w Lubawie


Mógłbym powiedzieć, że mam się z pyszna. Zachciało mi się dzielić z czytelnikiem spostrzeżeniami o otaczającym mnie świecie, przedstawiać wam mój punkt widzenia, wytykać niedociągnięcia niedoskonałej rzeczywistości i piętnować niesprawiedliwość społeczną. I oto wyrosło mi coś na kształt dwugarbnego zmysłu felietonisty, dzięki któremu mogę (muszę!) widzieć więcej, spoglądać dalej, głębiej i – co najważniejsze – „rozumieć inaczej”.


Tomek Orlicz


Mało tego. Ostatnio doszedłem do wniosku, że muszę się przeistoczyć w bezinteresownego drania, któremu wisi opinia innych drani i który – jak by to określiła podwórkowa dzieciarnia – powinien traktować otoczenie „z czachy”. Czyli, psia jucha, powinienem zacząć się wspinać na szczyt intelektualnej perwersji!

Wychodzi sobie człek z domu w Lubawie, nie zdąży przejść przez jezdnię ni nawet na nią porządnie splunąć, a tu, ni z tego ni z owego, wyostrzone do granic przyzwoitości nozdrza poinformują go, że chyba znalazł się w Afryce albo gdzieś na bezdrożach dalekowschodniej, dzikiej Azji!

Rozglądnąwszy się nerwowo na wszystkie strony, w końcu zlokalizowałem padlinę. Ujrzałem symbol katolicyzmu, a właściwie... dwa jego symbole: wkomponowaną w szczytową ścianę jednorodzinnego domostwa Madonnę z Dzieciątkiem i tuż obok, na czubku czereśniowego drzewka, symboliczny krzyż, do którego w sposób wybitnie symboliczny właściciel posesji przybił ścierwo kruczego ptaszyska (Corvus corax – objęty ochroną gatunkową). Obok niemego słowa „ohyda” i „zadzwońcie po policję!”, natychmiast ożyły pytania: Ile biedaczysko żyłoby jeszcze, gdyby jakiś palant nie postanowił zafundować sobie stracha na wróble? Czy ktokolwiek wie, ile żyją kruki? Że mogą żyć i do stu lat? Że są o wiele mądrzejsze od niejednej psiny? Co by się działo, gdyby ten Ktosiński ukrzyżował na swojej posesji psa?

Obok wymiotnego od razu rodzi się we mnie odruch schizofrenii; jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawia się znikąd mój stary znajomy, Stasiu, i z miejsca zaczyna zanosić się ze śmiechu.


– Nie bądź naiwniakiem – cedzi mi prosto w twarz. – Rozejrzyj się, frajerze, i dostrzeż wreszcie prawdę! To ty jesteś tu anomalią, palancie!

Ignoruję zjawę podświadomości i niepewnym krokiem idę dalej w moje miasto. Jest pogodne lipcowe popołudnie, ludziska tłumnie wracają z pobliskiego odpustu w Lipach, co drugie dziecię trzyma na smyczy helowy balonik-serduszko, a chłopcy – jak to chłopcy – wymachują plastikowymi giwerami i bawią się w wojenki. Lecz oto dostrzegam dorosłego ludka z nowiusieńką wiatrówką w niezgrabnej łapie i już wiem, co tamten zamierza. Ostentacyjnie odchylam głowę w drugą stronę i ruszam dalej. Strzał pada tuż za moimi plecami. Ołów z wiatrówki z metalicznym łoskotem uderza w przydrożną tablicę, po czym ze świstem przelatuje już jako rykoszet tuż przed moim nosem. Niemal w centrum Lubawy! Coś zaczyna się we mnie gotować, ale wytrzymuję.

Maksymalnie skoncentrowany, kilka kroków dalej, z niedowierzaniem dostrzegam nowiusieńki asfalt, który oddycha ledwie dwiema studzienkami kanalizacyjnymi ulicy 19 Stycznia. Oczyma wyobraźni dostrzegam pierwszą lepszą burzę i powódź: zalane piwnice i odpływające hen w Bałtyk świeże kawałki świeżej nawierzchni... I kolejny remoncik tejże ulicy, najlepiej zimą – łatany na raty miesiącami, ponieważ jakiemuś partaczowi znów zabrakło wyobraźni. Ale, póki co, nie pada, więc pozornie wszystko jest cacy. Może nie upomną się w Genewie o pieniążki z dopłat, może nie zajrzą w plany modernizacji.

Mijam kolejne kratki kanalizacyjne, które tylko w mojej ukochanej Lubawie potrafią funkcjonować jak swoisty barometr: im jest cieplej, tym mocniej wali z nich kupą. Dlaczego? Może tak właśnie lubimy? Jeżeli jednak zatęsknimy z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu za świeżym zefirkiem, to i ten przyniesie nam niezmiennie woń ludzkich fekaliów. A skąd? Ano – wprost z pobliskiej oczyszczalni ścieków!

Moja rozjuszona wyobraźnia podąża dalej, stara się uciec jak najszybciej od niezdrowego skwaru letniej, lubawskiej atmosfery, choćby w rześkie klimaty jakiejś mroźnej zimy. I niestety wpada wprost w sidła kolejnego smogu, tym razem spowodowanego tradycją palenia pomeblowym szmelcem w naszych milusińskich domkach jednorodzinnych. Gdzie indziej zimowa gawiedź zjeżdża kulturalnie na BELECZYM, usiłuje na BELECZYM latać czy nawet pływać, a u nas ludki zimą pakują TO do pieców, usilnie starając się dowieść na masową skalę, że śnieg wcale nie musi być biały. I chociaż zimą bywa zimno (jak to zimą, stwierdzicie), to w takich właśnie chwilach w Lubawie, przy odrobinie wyobraźni, można się poczuć jak w dalekich Indiach. Domyślacie się, dlaczego? Że takie zapachy? Brawo!

Od wielu lat w najlepsze krążą sobie najprzeróżniejsze smrody w niezbyt przezroczystym, nieruchawym powietrzu mojej mieściny. Bezkarnie. A do kompletu potrzeba jedynie zasuszonych, krowich odchodów w roli opału. I już moglibyśmy się poczuć jak w indyjskiej wiosce, jakbyśmy uczestniczyli w specyficznym safari albo w eksperymencie wprost z Archiwum X! Czujecie powiew orientu?

Zanim jednak przyjedziecie do mojego miasteczka, dobrze się zastanówcie. W Lubawie, póki co, czeka na was zawiesina rakotwórczego smogu o niespotykanym stężeniu albo atmosfera rodem z okolic latryny. No i ludzie, którzy na pewno są uodpornieni na wszelkie nowotworowe mutacje genetyczne i nieczuli na jakikolwiek egzystencjalny smród. Ludziska tak twardzi, że aż strach wychodzić na miasto! No bo co się stanie, szanowny turysto, jeżeli któryś z lubawiaków – za przeproszeniem – weźmie cię przez przypadek za niedźwiadka? Zaryzykujesz przymusową kąpiel w naszej Sandeli czy może w nie mniej brudnej Jesionce?

Czy w takim razie jestem za rewitalizacją? Owszem, jeśli będzie dotyczyła całego miasta. Jednocześnie uprasza się władze miejskie, żeby zaczęły czynić ową powinność od zawietrznej – tak będzie bezpieczniej.

Com wyniuchał, opisałem.

TOMEK ORLICZ

  2008-07-23  

Z komentarzami zapraszamy na forum
Wróć   Góra strony
102909660



REDAKCJA:
redakcja@kurier-ilawski.pl


Zaproszenia: co, gdzie, kiedy?
informator@kurier-ilawski.pl


Biuro Ogłoszeń Drobnych:
drobne@kurier-ilawski.pl


Biuro Reklamy:
reklama@kurier-ilawski.pl


Kronika Towarzyska:
kronika@kurier-ilawski.pl






Pierwsza strona | INFORMACJE | Opinie | Kurier Zdrowia i Urody | Papierosy | CENNIK MODUŁOWY | Ogłoszenia drobne | Ogłoszenia modułowe
Stopka | Wyszukiwarka | FORUM | 
E-mail: redakcja@kurier-ilawski.pl, reklama@kurier-ilawski.pl, ogloszenia@kurier-ilawski.pl
Copyright © 2001-2024 - Kurier Iławski. Wszystkie prawa zastrzeżone.