Logo Kurier Iławski

Pierwsza strona
INFORMACJE
Opinie
Kurier Zdrowia i Urody
Papierosy
CENNIK MODUŁOWY
Ogłoszenia drobne
Ogłoszenia modułowe
Stopka
Wyszukiwarka
FORUM

Opinie
Dumne cztery pokoje burmistrza (oklaski)
Dekalog dla wyspy Wielka Żuława
Sezon na grzyby
Po co segregować odpady? Egzamin z dyscypliny
Czy teraz lubi się wracać do szkoły?
LGBT w radzie miejskiej Iławy?
Pozostały tylko obietnice
Epidemia paradoksu
Połowa wakacji minęła, nastroje raczej słabe
Burmistrz zamyka amfiteatr i ma spokój!
Nic się nie stało. Jedziemy!
Ciemność widzę!
Turystów może to nie irytować?
Śmieci nasze powszednie
Dziennik końca świata (7). Powrót do normalności
Ulica księcia Surwabuno
Ewa Wiśniewska, czyli „Powrót Smoka”
Na młode wilki obława…
Serdeczny szwindelek
Szkoda nas na szaszłyki, dlatego chłodźmy głowy!
Więcej...

Opinie

2007-01-17

Ufajcie! Cuda się zdarzają!


„Zawsze piszą do Pani ludzie, którzy mają kłopoty, zmartwienia, a ja chcę się podzielić wielką radością, tym większą, że niespodziewaną. Któregoś piątku wróciłem do domu po pracy i już od progu poczułem smakowite zapachy z kuchni. Umęczony byłem po całym dniu harówki, więc zrobiło mi się tak błogo i pomyślałem, że ta moja żona to już wie jak mi zrobić przyjemność...


Katarzyna Echt: Psycholog radzi


Wchodzę do kuchni, a moje ślubne szczęście fryzurę ma nową, sukienka, buty na obcasach, fartuszek do tego, żeby nie pobrudzić i od razu pomyślałem, że coś nie tak. Szybki remanent w głowie, co to za rocznica czy imieniny, które przegapiłem. Ale nic w głowie nie znalazłem,( nie dlatego, że pusta) więc ostrożnie pytam żonę co to za okazja. A ta się śmieje od ucha do ucha i pyta, czy to już nie można zrobić mężowi kolacji bez okazji? Od razu się z nią zgodziłem, bo po prawdzie to, że dziś jest piątek, to też okazja. Ale prawdziwy powód sam się wydał, bo przy moim talerzu stałe dwa małe, maleńkie buciki. Ma Pani pojęcie jak się ucieszyłem? Jesteśmy po ślubie już 5 lat – i nic. Wszyscy nasi znajomi już mają dzieciaki, ojcowie i moi i żony jak nie pytali to się gapili czy już... A my wciąż czekaliśmy powoli tracąc nadzieję. Nie mówię, że z żoną mi źle, bo drugiej takiej ze świecą szukać, ale zawsze czegoś było brak... A teraz to i ludzie się wydają lepsi i świat piękniejszy. Napisałem to dla wszystkich, którzy czekają na dzieci, żeby nie tracili nadziei, bo cuda się zdarzają. A tym wszystkim, którym los pobłogosławił i dziecko już w drodze, żeby dziękowali zamiast jojczeć i marudzić” – pisze do mnie Stefan.

Panie Stefanie, z całego serca i z prawdziwą radością gratuluję Państwu dziedzica. To nasze dzieci są ziemskim spełnieniem obiecanej nieśmiertelności. Trzymam kciuki za zdrowie i żony i maleństwa. Oby wszystko się udało i o czasie przyszedł na świat nowy obywatel, duma i szczęście mamy i taty.

List pana Stefana wywołał moją refleksję i wspomnienia innych ludzi, innych losów w innym czasie. Dotyczą ludzi, którym zabrakło wiary, nadziei, a przede wszystkim wzajemnej miłości, żeby walczyć o rodzinę.

Rzecz się działa jakieś trzydzieści lat temu w dużym mieście i można by pomyśleć, że tamci ludzie wykształceni, na stanowiskach, to będą umieli dobrze postępować. Niestety żadne wykształcenie nie zastąpi życiowej mądrości i dobrego serca.

Młodzi ludzie pobrali się z wielkiej miłości i przez pierwsze dwa lata trwała sielanka. Rodziny młodych zainwestowały w mieszkanie, meble, sprzęt AGD i co tam jeszcze potrzebnego do domu. Młodzi uczciwie i wytrwale pracowali, więc coraz lepiej im się wiodło, ale po dwóch latach małżeństwa zaczął się koszmar.

Zarówno jej rodzice jak i jego przy każdej okazji „podgadywali”. Najpierw dlaczego jeszcze nie ma wnuków, oczekiwanych przez nich (dziadków), czy aby ich dzieci dobrze się starają? Mieli coraz bogatszy wachlarz coraz bardziej niewybrednych „dowcipów” i aluzji.

Nie muszę przekonywać nikogo, że takie gadanie jest przede wszystkim żenujące, uciążliwe i denerwujące dla ofiar „kampanii na rzecz wnuków”. Kto bowiem chętnie rozmawia z rodzicami o swoim pożyciu małżeńskim? Zwłaszcza ona brała te uwagi do siebie, czuła się coraz gorzej, stała się nerwowa i, co tu dużo mówić, nieszczęśliwa i coraz bardziej „winna”.

Z czasem teściowie z obu stron znaleźli inny sposób nacisku na swoje dzieci: zaczęli kłócić się między sobą szukając „winnego”. Dla jej rodziców był nim on, dla jego – ona. Każde rodzinne spotkanie kończyło się w podobny sposób: ona wybiegała z pokoju z płaczem, on zaczynał okazywać coraz większą złość i agresję.

Po kolejnych dwóch latach już wyraźnie było widać, że rodziny małżonków systematycznie rozbijają małżeństwo swoich dzieci, a młodzi nie potrafią sobie z tą sytuacją poradzić. Wtedy sprawa wkroczyła w trzecią fazę – leczenia.

Dzisiaj już nikt nie będzie męczył kobiety niezwykle bolesnymi i długotrwałymi badaniami i leczeniem bez wcześniejszego zbadania męża. Wtedy jednak tak się jakoś utarło przekonanie, że to ona jest „winna”, że nikt nie sprawdził jego stanu zdrowia. I tak minęły kolejne trzy lata.

Czwartą i ostatnia fazą tej historii jest już rozwód obwiniających się wzajemnie małżonków o coś, czego nikt nie był winny i gorycz rozstania ludzi, którzy z taką wielką wiarą, nadzieją i miłością wkraczali w życie.

Spotkałam i ją, i jego po wielu, wielu latach od tamtych zdarzeń. Ona z nikim się nie związała. Żyje gdzieś tam samotnie i choć zrobiła błyskotliwą karierę zawodową typu biznes-woman (ma mnóstwo pieniędzy, dom, samochód i co tam jeszcze), to w rozmowie z nią słyszałam tę samą gorycz zmarnowanych marzeń i pogrzebanej miłości. Tę sama gorycz, co wiele lat temu.

Natomiast on ożenił się ponownie i... nadal nie ma dzieci. Trzecie małżeństwo też ich nie przyniosło. Kiedy spotkałam go po latach, widziałam wrak człowieka uzależnionego od alkoholu.

Co z tej historii wynika? Po pierwsze zachęcam Państwa do samodzielnych wniosków. Mnie zaś nasuwa się jeden, fundamentalny. Teściowie, rodzice! Pozwólcie swoim dzieciom dorosnąć! Pozwólcie im samym decydować o tym, co dla nich jest bardziej, a co mniej ważne.

Jakim nagłym cudem młodzi w tamtej historii mogli dojrzale kochać, kiedy ich rodzice nie mieli o tym pojęcia? Kto miał ich tego nauczyć? Jak mogli nauczyć się akceptowania życiowych trudności i stawiania na pierwszym miejscu szczęścia współmałżonka, kiedy rodzice traktowali ich jak przedmioty, albo jak reproduktorów?

Na zakończenie pragnę pogratulować i Panu, Panie Stefanie i pańskiej żonie silnej miłości. Miłości, która – jak w tym liście św. Pawła do Koryntian – przetrwa wszystko, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję...

Bo miłość to wszystko.

KATARZYNA ECHT
kom. 501 24-26-91

  2007-01-17  

Z komentarzami zapraszamy na forum
Wróć   Góra strony
102477156



REDAKCJA:
redakcja@kurier-ilawski.pl


Zaproszenia: co, gdzie, kiedy?
informator@kurier-ilawski.pl


Biuro Ogłoszeń Drobnych:
drobne@kurier-ilawski.pl


Biuro Reklamy:
reklama@kurier-ilawski.pl


Kronika Towarzyska:
kronika@kurier-ilawski.pl






Pierwsza strona | INFORMACJE | Opinie | Kurier Zdrowia i Urody | Papierosy | CENNIK MODUŁOWY | Ogłoszenia drobne | Ogłoszenia modułowe
Stopka | Wyszukiwarka | FORUM | 
E-mail: redakcja@kurier-ilawski.pl, reklama@kurier-ilawski.pl, ogloszenia@kurier-ilawski.pl
Copyright © 2001-2024 - Kurier Iławski. Wszystkie prawa zastrzeżone.