Logo Kurier Iławski

Pierwsza strona
INFORMACJE
Opinie
Kurier Zdrowia i Urody
Papierosy
CENNIK MODUŁOWY
Ogłoszenia drobne
Ogłoszenia modułowe
Stopka
Wyszukiwarka
FORUM

Opinie
Dumne cztery pokoje burmistrza (oklaski)
Dekalog dla wyspy Wielka Żuława
Sezon na grzyby
Po co segregować odpady? Egzamin z dyscypliny
Czy teraz lubi się wracać do szkoły?
LGBT w radzie miejskiej Iławy?
Pozostały tylko obietnice
Epidemia paradoksu
Połowa wakacji minęła, nastroje raczej słabe
Burmistrz zamyka amfiteatr i ma spokój!
Nic się nie stało. Jedziemy!
Ciemność widzę!
Turystów może to nie irytować?
Śmieci nasze powszednie
Dziennik końca świata (7). Powrót do normalności
Ulica księcia Surwabuno
Ewa Wiśniewska, czyli „Powrót Smoka”
Na młode wilki obława…
Serdeczny szwindelek
Szkoda nas na szaszłyki, dlatego chłodźmy głowy!
Więcej...

Opinie

2019-05-08

Gonzalez: Radni za handlem, ale przeciwko. Koniec Manhattanu


W latach 90. kupiłem na iławskim Manhattanie walizkę i kurtkę ze skaju. Ruscy handlujący na Osiedlu Podleśnym mieli dużą ofertę elektrozażygałek i innych rodzynek. Tak było, ale sie skończyło...

Ciekawe było głosowanie w Radzie Miejskiej Iławy nad propozycją regulacji handlu na iławskim Manhattanie. Trudno znaleźć w tym podział zgodny z politycznymi kolorami. Każdy z radnych głosował, jak chciał. Efekt jest taki, że propozycja burmistrza Dawida Kopaczewskiego nie znalazła uznania w radzie miasta.

Przyznam się, że nie wiem, o co dokładnie chodzi w tej propozycji ani jaki sens ma jej odrzucenie. Czy działkowiec nie sprzeda już kilku śliwek z chodnika? Czas pokaże, do lata jeszcze kilka miesięcy.

Manhattan był długo oazą wolności gospodarczej, wyspą kapitalizmu w zmieniającej się Polsce lat po okrągłym stole. Na chodniku można było kupić to, czego nie było w sklepach. Po latach zostali jedynie sprzedawcy czereśni.

W Polsce 2019 roku wolność gospodarcza oznacza, że trzeba spełnić surowe wymogi UE, by w ogóle myśleć o sprzedaży jabłek z własnej działki. Musimy iść do sanepidu i wziąć zaświadczenie, że nie jesteśmy chorzy, musimy iść do ratusza i zapłacić za prawo do handlu, zarejestrować działalność i mieć kasę fiskalną, zapłacić ZUS i podatki. Jak już to wszystko mamy, to jeszcze musimy załatwić dostęp do wody i WC. I wtedy możemy sprzedać tych kilka jabłek z działki.

Rozumiem głosy, że są wśród sprzedawców na Podleśnym hurtownicy. Kupują warzywa i owoce na giełdzie i sprzedają w różnych miastach jako z własnego gospodarstwa. No i co? Czy to nie wolność gospodarcza? Jeden się nabierze, inny nie. Może ludzie chcą się nabierać? Ile owoców realnie produkuje jedna działka? Kilkadziesiąt kilogramów z kilku drzew. Wystarczy na tydzień stania na chodniku. Łatwo rozpoznać hurtowników i detalistów.

Już kilka lat temu straż miejska sprzątała chodniki w Iławie z ulicznych sprzedawców. W efekcie ze Starego Miasta zniknęli emeryci, którzy z murka sprzedawali kilka gruszek. Z Niepodległości zniknęli sprzedawcy owoców z wagą, która nigdy nie była dopuszczona do handlu. Ale ja ich lubiłem, pogadałem sobie, kupiłem kilka niepryskanych jabłuszek i tyle. Świat bez tego folkloru jest biedniejszy, nie lepszy.

Nie sobie stoją hurtownicy obok detalistów, niech Stare Miasto zapełni się sprzedawcami warzyw, owoców, miodów i czegokolwiek. Niech będzie tu nawet pchli targ. Rynek to nie współczesny salon wyłożony granitem. Rynek to handlowe serce miasta – targowisko.

W miastach całego świata handel uliczny jest nierozłącznym elementem miejskości. Czy to Tokio w Japonii, czy Caracas w Wenezueli czy Londyn, Berlin, Rzym. Wszędzie handluje się na ulicy. W Londynie sprzedają wszystko, o ile tylko zapłacili za miejsce. Można kupić przeterminowane słodycze, owoce, biżuterię od lokalnych artystów i chińskie zegarki od hurtownika. Klient decyduje, nie państwo. Od średniowiecza przywilej targowy jest jednym z fundamentów miejskości. Jak Iława z tego korzysta? Czy dajemy prawo do handlu drobnym kupcom jak w średniowieczu? Myślę, że zdziwiliby się nasi przodkowie, jak bardzo ograniczony jest współczesny handel i jak duże podatki musi płacić dzisiejszy kupiec.

Zdziwiliby się średniowieczni i późniejsi, nawet ci z PRL i lat 90. Dziś ruscy już nie mogliby sprzedawać aparatów fotograficznych, narzędzi i całego tego dziadostwa, które wtedy sprzedawali na Manhattanie. To dziadostwo to esencja handlu. Są sklepy i jest ulica. Jest rynek i salon, jest klient bogaty i biedny, wybredny i niewymagający. Jeden kupi chińskie ryby z hodowli, drugi woli poczekać, aż urosną w Jezioraku.

Od kiedy zacząłem się interesować gastronomią (jako konsument), zastanawia mnie, dlaczego w Iławie nie da się kupić ani zjeść ryby z Jezioraka. Byłem na Helu, z przyczepki kempingowej rozstawionej na ulicy jadłem smażone rybki z Bałtyku. Palce lizać. Drugiego dnia te wczorajsze ryby są sprzedawane na zimno w occie i też bardzo dobre. W przyczepce nie ma oczywiście WC i stojącym w kolejce do rybaka to nie przeszkadza. Bo na lądzie, gdzieś w Poznaniu, Warszawie i paradoksalnie nad Jeziorakiem smaku świeżej ryby nie można kupić. Rybak przynosi te rybki we wiaderkach i na oczach klientów oprawia. Jednym to się nie mieści w głowie, bo przecież choroby, pasożyty i nikt nie bada. Dla mnie ryba z Bałtyku usmażona w przyczepie kempingowej to delikates.

Ilu z nas kupuje jajka ze wsi, mleko od krowy, mięso od znajomego… Wiemy, co dobre. Jedno jajeczko od wesołej kurki, karmionej robakami, które sama wygrzebie, lepsze od kopy jajek ze sklepu. Jak smakuje mięso od „gospodarza” a jak ze sklepu? Wędlina wysokowydajna, czyli nastrzykana mieszanką słonej wody i ulepszaczy, zapycha nieźle brzuch. Niewielki kawałek solidnej wędlinki od znajomego daje siłę na długi spacer, jazdę rowerem albo pracę w polu. Jedni nie dotkną wiejskiego jajka i mleka prosto od krowy, inni płacą duże pieniądze za takie rarytasy.

We Lwowie na chodniku stały babcie z domowymi pierogami, masłem, mlekiem i jajkami. Tych pierogów kupiłem sobie ze dwanaście i wszystkie zjadłem od razu. Tak były smaczne, a przecież leżały na zakurzonym chodniku owinięte w reklamówkę. I nic mi się nie stało. A gdyby nawet, no cóż, jeśli chcę się zatruć, to moja sprawa. Ludzie idą do sklepu, który ma wszystkie certyfikaty, a i tak kupują podłą żywność, marnej jakości. Weźmy bimber i wódkę. Teoretycznie sterylna wódka sklepowa powinna być zdrowa. Ma badania, proces produkcji jest zatwierdzony przez specjalistów. A jednak lekarze polecają bimber. Ten pędzony gdzieś w chlewni, pomiędzy sianem a obornikiem. Bimber leczy przeziębienia, pomaga też na inne problemy. Albo rosół. Czy lepszy rosół ze sklepowego kurczaka czy z wiejskiej kury dopiero co oskubanej?

Czy w Iławie można oficjalnie kupić wiejską kurę na rosół? Czy można kupić mleko od krowy? Czy można kupić domowy chleb, jajka ze wsi, mięso od gospodarza? Wygląda na to, że nawet jabłek z działki nie będzie można kupić. Szkoda, bo taki handel to żadna konkurencja dla sklepów. To folklor, a czasami szansa dla emerytów i gospodarzy na podreperowanie domowego budżetu, a może i rozwinięcie działalności.

Miasto otoczone wsiami ma umierający rynek i jeszcze przegania handlarzy z ulic. To tak jakby zrzec się przywileju targowego. Czyli co, nie chcemy być już miastem? Nie tylko jestem przeciw walce z drobnym handlem, ale jestem za całkowitą wolnością handlową na każdej ulicy miasta, pod jednym warunkiem. Sprzedawca musi kupić prawo do handlu. Jeśli jakieś dziecko stanie na ulicy z zabawkami, którymi już się nie bawi i sprzeda je za kilka złotych, niech zapłaci za licencję handlową np. pięć złotych. Jeśli jest to sprzedawca hurtowy, który z tego żyje, niech zapłaci 20 zł dziennie. Może wprowadzić opłatę od metra powierzchni zajętego chodnika? Czy malarzy też przegonimy z ulic, czy sprzedawców pamiątek również? A tych nie przepędzimy, bo ich nie ma. Może właśnie dlatego nikt nie sprzedaje muszelek z Jezioraka na chodniku, bo nie wolno?

Rozumiem radnych tych „za” i tych „przeciw”. Manhattan jednak trzeba uratować, trzeba też przywrócić handel na ulice turystycznej Iławy. Bo latem są po prostu martwe. Potrzebny okrągły stół handlu, przy którym wypracowana zostanie uchwała dobra dla wszystkich, a przede wszystkim dobra dla mieszkańców.

Najważniejsze to rozmawiać, wypracowywać kompromisy i rozwiązywać problemy.

BARTOSZ GONZALEZ






Warszawa. Drobny handel na Kole. Można kupić
zardzewiałe narzędzia, dzieła sztuki dużej i małej,
miód podobno z gór i różne cuda wyjęte z dna szafy
albo ze śmietnika. Targowisko to atrakcja turystyczna
i esencja każdego miasta od średniowiecza






Co by powiedział dziś rolnik Franciszek Rudnik
z Gorynia, który w Iławie sprzedawał pół wieku temu
ziemniaki z własnego pola? Dziś taka sprzedaż nie jest łatwa.
Wolność gospodarcza jest mniejsza niż w czasach PRL.
(foto: Czesław Wasiłowski)





  2019-05-08  

Z komentarzami zapraszamy na forum
Wróć   Góra strony
102789000



REDAKCJA:
redakcja@kurier-ilawski.pl


Zaproszenia: co, gdzie, kiedy?
informator@kurier-ilawski.pl


Biuro Ogłoszeń Drobnych:
drobne@kurier-ilawski.pl


Biuro Reklamy:
reklama@kurier-ilawski.pl


Kronika Towarzyska:
kronika@kurier-ilawski.pl






Pierwsza strona | INFORMACJE | Opinie | Kurier Zdrowia i Urody | Papierosy | CENNIK MODUŁOWY | Ogłoszenia drobne | Ogłoszenia modułowe
Stopka | Wyszukiwarka | FORUM | 
E-mail: redakcja@kurier-ilawski.pl, reklama@kurier-ilawski.pl, ogloszenia@kurier-ilawski.pl
Copyright © 2001-2024 - Kurier Iławski. Wszystkie prawa zastrzeżone.