Logo Kurier Iławski

Pierwsza strona
INFORMACJE
Opinie
Kurier Zdrowia i Urody
Papierosy
CENNIK MODUŁOWY
Ogłoszenia drobne
Ogłoszenia modułowe
Stopka
Wyszukiwarka
FORUM

Opinie
Dumne cztery pokoje burmistrza (oklaski)
Dekalog dla wyspy Wielka Żuława
Sezon na grzyby
Po co segregować odpady? Egzamin z dyscypliny
Czy teraz lubi się wracać do szkoły?
LGBT w radzie miejskiej Iławy?
Pozostały tylko obietnice
Epidemia paradoksu
Połowa wakacji minęła, nastroje raczej słabe
Burmistrz zamyka amfiteatr i ma spokój!
Nic się nie stało. Jedziemy!
Ciemność widzę!
Turystów może to nie irytować?
Śmieci nasze powszednie
Dziennik końca świata (7). Powrót do normalności
Ulica księcia Surwabuno
Ewa Wiśniewska, czyli „Powrót Smoka”
Na młode wilki obława…
Serdeczny szwindelek
Szkoda nas na szaszłyki, dlatego chłodźmy głowy!
Więcej...

Opinie

2009-04-29

Żyliński: O co tym ludziom chodzi...?!



Pamiętam z okresu dzieciństwa rodzinne przekazy na temat Żylińskich – repatriantów, którzy zaraz po wojnie zasiedlili poniemiecki domek przy ul. Mickiewicza nad Małym Jeziorakiem. Ze zdziwieniem słuchałem opowieści, jak to mój dziadek – pierwszy naczelnik organizującej się poczty w Iławie – oraz jego córka Krystyna, z męża Piwowarczyk, zawiadująca iławskim domem kultury, tworzyli podwaliny pod artystyczne klimaty w podnoszącym się z gruzów mieście.


Adam Żyliński


To, między innymi, oni tworzyli podwaliny pod artystyczne klimaty w podnoszącym się z gruzów mieście nad Jeziorakiem. Dawali ambitne teatralno-muzyczne przedstawienia na scenie iławskiego kina. Podczas występów nieodłącznie towarzyszyła im trójka dorastających dzieci. Wciągali w ten zdumiewający proceder inne iławskie rodziny. Dzisiaj świadectwo tamtym czasom dają pożółkłe ze starości fotografie. Widać na nich starszego pana grającego w wielkim skupieniu na skrzypcach, dystyngowaną, piękną kobietę deklamującą poezję i przebrane w historyczne stroje dzieci.

O co tym ludziom chodziło? Niewiele z tych rodzinnych opowieści rozumiałem, nawet wówczas, kiedy byłem już dorosły. Przełom lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych to PRL w całości pogrążony w szarości i w beznadziei zafundowanej Polakom przez siermiężnego Gomułkę. To czas tropienia i niszczenia w zarodku przejawów wszelkiego indywidualizmu w każdej dziedzinie życia. To równocześnie okres powszechnych zmagań, by jakoś urządzić siebie i swoją rodzinę w narzuconej przez obcych rzeczywistości. W takiej atmosferze nie sposób szukać miejsca na artystyczną autokrację. Już nigdy nie poznam motywów, jakimi kierowali się moi krewni w pogoni za tym jedynym w swoim rodzaju uczuciem podniesionej adrenaliny poprzez stawanie przed, często bardzo wymagającą, publicznością. Dziadek i ciotka już dawno nie żyją, a dużo starsi ode mnie kuzyni wiele lat temu rozjechali się po świecie i utraciłem z nimi jakikolwiek kontakt.

Od tamtych czasów przewaliło się przez Iławę pięć dekad gwałtownych przewartościowań – mentalnych, obyczajowych i ustrojowych. Nastąpiła trzykrotna zmiana pokoleniowa. A ja po wielokroć uczestnicząc w najróżniejszych wydarzeniach kulturalnych gminy miejskiej Iława i jej wiejskiego odpowiednika z coraz większą fascynacją dostrzegam niezwykły społeczny fenomen, jaki tym przemianom towarzyszy. Tu i teraz. Na iławskiej ziemi. Za każdą ideą stać muszą odpowiedni ludzie. Tak naprawdę to nie wiem, od kogo mam zacząć, by nie zdeprecjonować żadnej postaci w kolejności nakreślania pasjonujących psychologicznych portretów pozytywnie zakręconych odmieńców, którzy przez ostatnie dziesięciolecia nadali tak intensywne barwy iławskiej kulturze. Wyszarpując ją z objęć prowincji. Przełamując stereotypy, że wszystko, co ważne w świecie kulturalnych zdarzeń, dzieje się tylko w dużych, miejskich ośrodkach.

Rozpocznę od Honoraty Cybuli. To klasa sama w sobie. Widzę ją czasami na peronie iławskiego dworca, kiedy czeka na pociąg do Olsztyna. Musi umiejętnie dzielić czas na obowiązki domowe, pracę w Iławie i stolicy regionu. Popołudniami, od wielu lat z niebywałą konsekwencją prowadzi zajęcia z liczną grupą iławskich entuzjastów słowa śpiewanego. Zgromadziła ludzki materiał niezwykłego autoramentu. Rozpięty wiekowo na dwa pokolenia, reprezentujący najbardziej oddalone od siebie środowiska społeczne i zawodowe. Wielu z nich to śpiewacze indywidualności z powodzeniem porywające solowymi występami każdą publiczność. Ale dopiero razem ze swą charyzmatyczną dyrygentką stanowią urzekające artystycznym poziomem zjawisko, któremu na imię iławska CAMERATA…

Bogdan Olkowski, niezrównany kapelmistrz młodzieżowej orkiestry dętej, z każdym rokiem szkolnym dokonujący ekwilibrystycznych zabiegów, by utrzymać w ryzach stan posiadania orkiestry, która już dawno utraciła swój szkolny charakter. Stała się wartością dodaną społeczności całego miasta. Powodem do dumy dla setek rodziców, których dzieci doświadczyły, na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat, niezwykłej przygody obcowania z muzycznym instrumentem w warunkach spontanicznej akceptacji nie tylko iławskiej publiczności…

Stefan Gurzyński, od niedawna na emeryturze. Jak tylko warunki pogodowe na to pozwalają, łatwo można go zauważyć w jednym z iławskich kafejkowych ogrodów, kiedy przy filiżance kawy pochyla się nad poranną gazetą. Pan Stefan, człowiek niewielkiej postury, ma za sobą gigantyczny dorobek estradowy. W niemalże każdym stylu muzycznym. To on stworzył zespół „Morawa” łączący z powodzeniem motywy ludowe z zapotrzebowaniem na lekką i przyjemną muzykę rozrywkową…

Grażyna Piękos, na dzisiaj dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Lasecznie. Objawienie ostatnich lat. Kobieta z niespotykanym charakterem. Potrafiąca podbić serca słuchających śmiałym sięganiem po najtrudniejszy, najbardziej wyszukany repertuar…

Niech mi wybaczą Ci wszyscy, których nie wymienię – z uwagi na wymogi objętościowe tego tekstu – z imienia i nazwiska. Jest ich cała plejada. Zaskakują talentem, pomysłami i odwagą. Nie jestem pewien, czy do końca zdają sobie sprawę z tego, co czynią – dla siebie i dla innych. Kultura to nie tylko środowisko ludzi zderzających się z mikrofonem. To także iławskie wernisaże malarstwa, grafiki, fotografii czy plakatu. To pracownie rzeźbiarskie, kąciki teatralne i wiele innych inspiracji pobudzających twórczo adeptów szeroko rozumianej sztuki mądrze i dyskretnie wspartych przez Iławskie Centrum Kultury. W każdym z tych działów roi się od pasjonatów zmagających się z wcale nie zachęcającą codziennością. A ja, dziś już nie zapytam – tak jak wiele lat dawniej, kiedy słuchałem anegdot o moim dziadku, który na deskach iławskiej sceny wydobywał ze skrzypiec najróżniejsze muzyczne wariacje – o co tym ludziom chodzi? Popełniłbym kosmicznych rozmiarów gafę…

A równocześnie dobrze wiem, iż niejeden z czytelników żachnie się mocno. Dzisiejsza rzeczywistość to rosnące bezrobocie, lęk przed jutrem, rodzicielska troska o wykształcenie swoich dzieci, a ja delektuję się kulturalnymi doznaniami niewielkiej części iławian! Zdecydowanie z tym poglądem się nie zgadzam. Wspólnota samorządowa mieszkańców to kłębowisko ludzi z olbrzymich rozmiarów skalą temperamentów, marzeń, upodobań. To wielkie zapotrzebowanie na budowanie międzyludzkich więzi. Dzielenie się wewnętrznym bogactwem z innymi. Nieustanna, wzajemna edukacja całej populacji. Tworzenie własnej zbiorowej tożsamości w Iławie i jej okolicach, gdzie od ponad pół wieku rozbrzmiewa polski język.

Dlatego w każdych okolicznościach, nawet w czasach najtrudniejszych, iławskim animatorom kultury winniśmy głęboki pokłon. Za nieczęsto spotykaną bezinteresowność, za zawsze wyróżniającą pośród innych pasję, za odwagę w rzucaniu w tłum swojego nazwiska. Ci niezwykli ludzie nie funkcjonują w oparciu o administracyjne nakazy i przywileje. Często muszą działać pod prąd, a kolejne udane, artystyczne przedsięwzięcia to tylko ich osobisty sukces, pod który chętnie podczepia się niejedna władza, niewiele dając w zamian.

Iławianie już dawno przekroczyli pierwszy stopień wtajemniczenia w kategorii pozytywnych emocji w odbiorze artystycznych wrażeń. Ten dorobek trzeba za wszelką cenę chronić i pielęgnować. Ale nadszedł już najwyższy czas na pokonanie kolejnego stopnia. Tym razem związanego z zapraszaniem do Iławy zewnętrznych przedstawicieli świata artystycznego, krzewicieli kultury – tej najbardziej wysublimowanej i tej masowej. Nasza lokalna społeczność – tak wyrobiona dzięki miejscowym twórcom – przyjmie każdy ładunek kulturalnych ekspresji. Tego jestem pewien. Mająca swą wieloletnią tradycję „Złota Tarka” odbywająca się w sierpniowe wieczory w iławskim amfiteatrze to na dzisiaj stanowczo za mało.

Władze miasta, jeśli potrafią, powinny jak najszybciej podjąć się ucieczki od wygodnej rutyny i mało błyskotliwej powtarzalności wszelkich przedsięwzięć o znaczeniu kulturalnym, bo inaczej skazują je na powolny proces obumierania. Wydarzenia z przesłaniem skierowanym do jak najszerszego kręgu odbiorców muszą mieć swoją dynamikę polegającą na coraz większej – z roku na rok – sile rozpędu. Tym to w Iławie łatwiejsze, że dysponujemy niepospolitym kinoteatrem i otrzymaliśmy europejskie wsparcie na rozbudowę amfiteatru. Zawsze, niestety, istnieje smutna pokusa rządzących, by z takich obiektów uczynić dekoracyjną wydmuszkę. Ale to już temat na następny felieton…

ADAM ŻYLIŃSKI

Czytaj również:
Żyliński: W obronie moich najbliższych


  2009-04-29  

Z komentarzami zapraszamy na forum
Wróć   Góra strony
102481730



REDAKCJA:
redakcja@kurier-ilawski.pl


Zaproszenia: co, gdzie, kiedy?
informator@kurier-ilawski.pl


Biuro Ogłoszeń Drobnych:
drobne@kurier-ilawski.pl


Biuro Reklamy:
reklama@kurier-ilawski.pl


Kronika Towarzyska:
kronika@kurier-ilawski.pl






Pierwsza strona | INFORMACJE | Opinie | Kurier Zdrowia i Urody | Papierosy | CENNIK MODUŁOWY | Ogłoszenia drobne | Ogłoszenia modułowe
Stopka | Wyszukiwarka | FORUM | 
E-mail: redakcja@kurier-ilawski.pl, reklama@kurier-ilawski.pl, ogloszenia@kurier-ilawski.pl
Copyright © 2001-2024 - Kurier Iławski. Wszystkie prawa zastrzeżone.