Logo Kurier Iławski

Pierwsza strona
INFORMACJE
Opinie
Kurier Zdrowia i Urody
Papierosy
CENNIK MODUŁOWY
Ogłoszenia drobne
Ogłoszenia modułowe
Stopka
Wyszukiwarka
FORUM

Opinie
Dumne cztery pokoje burmistrza (oklaski)
Dekalog dla wyspy Wielka Żuława
Sezon na grzyby
Po co segregować odpady? Egzamin z dyscypliny
Czy teraz lubi się wracać do szkoły?
LGBT w radzie miejskiej Iławy?
Pozostały tylko obietnice
Epidemia paradoksu
Połowa wakacji minęła, nastroje raczej słabe
Burmistrz zamyka amfiteatr i ma spokój!
Nic się nie stało. Jedziemy!
Ciemność widzę!
Turystów może to nie irytować?
Śmieci nasze powszednie
Dziennik końca świata (7). Powrót do normalności
Ulica księcia Surwabuno
Ewa Wiśniewska, czyli „Powrót Smoka”
Na młode wilki obława…
Serdeczny szwindelek
Szkoda nas na szaszłyki, dlatego chłodźmy głowy!
Więcej...

Opinie

2006-09-06

Profesor Stefan Trykacz, 1930-2006


26 sierpnia Roku Pańskiego 2006 w iławskim szpitalu zmarł w wieku 76 lat wyniszczony przez chorobę, acz do końca pełen dobrej energii, wieloletni nauczyciel iławskiego liceum – prof. Stefan Trykacz. Fizycznie go już tutaj nie ma i nie będzie, duchowo zaś zostanie wśród wielu z nas na zawsze.


Leszek Olszewski: Odejście legendy...


Piszę to w imieniu swoim i przyjaciół – wśród których znajdziecie ludzi wykładających na uniwersytetach, księdza misjonarza, muzyków rockowych, podróżnika do najbardziej odległych regionów Afryki, znanego restauratora, mniej znanego palacza CO etc. Jest nawet desant z USA. To nasz wspólny hołd oddany komuś, kogo – wydawało się długie lata – przemijanie ominęło jakimś cudem szerokim kołem.

Było to naturalnie bardzo naiwne, ułudne ale wygodne myślenie. Fakty zaś są takie, że osierocił nas Stefan 11 dni temu. Równo na tydzień przed swoimi imieninami i trochę ponad miesiąc przed jubileuszowym zjazdem z okazji 60-lecia szkoły. Osierocił nas mimo wszystko niespodziewanie, bez uprzedzenia, tak jakoś na dziko trochę. W swoim stylu, co tu ukrywać.

Może to zdarzenie losowe, ale odszedł tak, jakby nie chciał czynić rabanu w przeddzień nowego roku szkolnego, który przez ponad 30 lat wyznaczał rytm jego życia. Zawsze szczycił się tym, że przez jego ręce przewinęło się ponad 3000 absolwentów liceum. Lwią część z nich świetnie kojarzył. Wielokrotnie dziwiło mnie, gdy jakieś przypadkowo rzucone nazwisko wywoływało u niego falę refleksji i wspomnień, w trakcie których bezbłędnie kojarzył całą klasę i rocznik delikwenta.

Z wieloma z nich utrzymywał potem kontakty – korespondował po kraju i świecie, w okresie świąt zasypywały go wręcz kartki zewsząd dosłownie, co dawało mu ogromną satysfakcję. O ilu bowiem pedagogach po skończeniu szkoły chce się przede wszystkim zapomnieć, wymazać te fizjonomie z pamięci. Jego to nie dotyczyło i dowodów na to miał miesiąc w miesiąc kilogramy. Miłość była to obopólna – on kochał swoich uczniów, a oni za niego daliby pociąć się na kawałki.

Ale esencją jego życia były kontakty nie listowne, mimo wszystko suche – a te osobiste, bezpośrednie – z i bez okazji. Drzwi mieszkania profesora były stale otwarte dla przemiłych gości i ci – całymi latami – przekraczali je tłumnie. Wśród nich m.in. nieżyjący już aktor Teatru Starego w Krakowie – Adam Romanowski oraz pisarz Jerzy Zawierucha. Nie brakowało wówczas dobrego trunku i wielogodzinnych dysput do późnej nocy.

Raz wśród przeważających salw śmiechu, innym razem na poważnie – profesor kochał opowiadać i słuchać, stąd nawet problemy życiowe swych podopiecznych znał często lepiej od ich współmałżonków. Trzymając oczywiście wszystko w należytej dyskrecji. Żegnał się z nimi zawsze sakramentalnym: „Dobrze, że wpadliście, bo tak młodo się już nie spotkamy” i zapraszał na kolejną sesję w odpowiadającym im terminie, bo sam jako emeryt miał wiele wolnego czasu.

Z czasem zaczęło mu to doskwierać, gdyż był człowiekiem czynu, nie zaś archetypem emeryta-domowego wczasowicza. Zaczął więc współpracę z iławskimi tygodnikami, w tym m.in. z Kurierem, gdzie cotygodniowo zamieszczał swoje licealne wspomnienia i memorabilia. Potem stały się one fundamentem książki zatytułowanej „Znani i nieznani” wydanej w 2001 roku z okazji 55-lecia szkoły z ulicy Sienkiewicza.

Wcześniej zadał sobie masę trudu prosząc swych rozsianych po świecie uczniaków – teraz już często ojców i matek dorosłego potomstwa – o wypełnienie i odsyłanie mu ankiet, które pomogły ulepić ich sylwetki na potrzeby „dokumentu”. Dostał wtedy dziesiątki życzeń – zdrowia, siły i owocnej pracy, które tak go – pamiętam – wzruszały, że częstokroć musiał wypić lampkę dobrego wina dla schłodzenia emocji i dojścia do siebie, bo praca czeka.

Pięć lat wcześniej, też z okazji jubileuszu LO, tyle, że 50-tych urodzin miała miejsce premiera pierwszej książki prof. Trykacza „Ziemia Iławska – Mała Ojczyzna”. Miał z wydaniem jej mnóstwo problemów, musiał bowiem dokonać tego ze środków własnych. Na szczęście olsztyńskie kuratorium oświaty, gdzie dyrektorem była jedna z uczennic profesora – zdecydowało o wydrukowaniu całości po kosztach pozycji naukowej, o wiele niższych od stosowanych komercyjnie.

Zrekompensowało mu wszystko entuzjastyczne przyjęcie książki podczas trwania zjazdu. Uszczęśliwionych nabywców nie brakowało, a profesor tego dnia dzielnie wytrzymał kilkadziesiąt minut oblężenia przy okolicznościowym stoliku, podczas których podpisywał każdy sprzedany egzemplarz. Najczęściej ściskając lub całując się z nabywcami na pożegnanie.

Był też niekwestionowanym liderem i gwiazdą balu kończącego zjazd. Szczycił się później dłuższy czas faktem, że z parkietu schodził ostatni. Obtańczywszy kilkanaście partnerek, gdy – prawie słaniająca się na nogach – orkiestra prosiła go, by kończyć zabawę, bo lada moment rozbiją sobie głowy padając ze zmęczenia na scenę.

Tak, miał niesamowity, niespotykany, wręcz żarłoczny apetyt na życie. Na konsumowanie tej jasnej, świetlistej jego strony. Czasami – wydawało się – ryzykował. W 1991 roku samopas pojechał do.... Władykaukazu. Na zaproszenie poznanej przez siebie na targu pary nauczycieli stamtąd. Odradzano mu to, a on pojechał. A za miesiąc zameldował się z powrotem. Opalony, obwieszony pamiątkami, pełen folderów, fotek i unikalnych wrażeń.

Jednym z nich, które opowiadał bez zmrużenia oka, był fakt, że gdy dojeżdżał na miejsce jakimś zdezelowanym, rozlatującym się pociągiem – po przesiadce w Irkucku bodaj – jacyś partyzanci ostrzelali kilka wagonów, co uznał za przejaw... braku powagi z ich strony.

Największym dowodem ogromnej popularności i sympatii, jaką cieszył się przez całe życie prof. Trykacz, były setki anegdot, których był głównym bohaterem. Na nie przyjdzie czas, dziś zaś chciałem w imieniu swoim i swoich przyjaciół oddać mu hołd i wyrazić zazdrość zaświatom, że przejęły na wieczność Stefana. Będzie tam z pewnością weselej. Tu też jakoś sobie poradzimy.

Trzymaj się, Steve!

Leszek Olszewski

  2006-09-06  

Z komentarzami zapraszamy na forum
Wróć   Góra strony
102493662



REDAKCJA:
redakcja@kurier-ilawski.pl


Zaproszenia: co, gdzie, kiedy?
informator@kurier-ilawski.pl


Biuro Ogłoszeń Drobnych:
drobne@kurier-ilawski.pl


Biuro Reklamy:
reklama@kurier-ilawski.pl


Kronika Towarzyska:
kronika@kurier-ilawski.pl






Pierwsza strona | INFORMACJE | Opinie | Kurier Zdrowia i Urody | Papierosy | CENNIK MODUŁOWY | Ogłoszenia drobne | Ogłoszenia modułowe
Stopka | Wyszukiwarka | FORUM | 
E-mail: redakcja@kurier-ilawski.pl, reklama@kurier-ilawski.pl, ogloszenia@kurier-ilawski.pl
Copyright © 2001-2024 - Kurier Iławski. Wszystkie prawa zastrzeżone.