Logo Kurier Iławski

Pierwsza strona
INFORMACJE
Opinie
Kurier Zdrowia i Urody
Papierosy
CENNIK MODUŁOWY
Ogłoszenia drobne
Ogłoszenia modułowe
Stopka
Wyszukiwarka
FORUM

Opinie
Dumne cztery pokoje burmistrza (oklaski)
Dekalog dla wyspy Wielka Żuława
Sezon na grzyby
Po co segregować odpady? Egzamin z dyscypliny
Czy teraz lubi się wracać do szkoły?
LGBT w radzie miejskiej Iławy?
Pozostały tylko obietnice
Epidemia paradoksu
Połowa wakacji minęła, nastroje raczej słabe
Burmistrz zamyka amfiteatr i ma spokój!
Nic się nie stało. Jedziemy!
Ciemność widzę!
Turystów może to nie irytować?
Śmieci nasze powszednie
Dziennik końca świata (7). Powrót do normalności
Ulica księcia Surwabuno
Ewa Wiśniewska, czyli „Powrót Smoka”
Na młode wilki obława…
Serdeczny szwindelek
Szkoda nas na szaszłyki, dlatego chłodźmy głowy!
Więcej...

Opinie

2019-01-30

Olszewski: Brawo wy! Rzecz o polszczyźnie kaleczonej


Nie imponuje mi, że ktoś gdzieś był. W dzisiejszych czasach każdy może być wszędzie – od Chorwacji po Ekwador czy Alaskę. Ale towarzystwo lubi się chwalić na internetowym portalu Facebook: jestem pod wieżą Eiffla, w Egipcie albo w Alpach – nawrzuca tych zdjęć dziennie po kilkanaście, bo oto on gdzieś pojechał. Wciska się te „lajki” (ja nie!), by go dowartościować, jednowymiarowe komentarze: „Super”, „Pięknie wyglądacie”, „Jesteś niesamowity” i wstaje jakaś postać od komputera do sklepu spożywczego, gdyż jajek zabrakło na obiad... Ludzie analityczni nie przeglądają nawet tego. Oszczędźmy te kilka minut dla siebie, gmin jednak tamże ochoczo się osadził. Krysia za Andzią kibicuje i odwrotnie – żaden grill nie odbędzie się bez zdaniowych bądź emotikonowych reakcji, zachwytów nad „megawydarzeniem”, cudownością toastujących postaci!

Głupie i przepuste to jak cholera. Naprawdę nikt nie ma nic do powiedzenia, napisania, zaproponowania dyskursu? Doproszenia się o spotkanie umysłów, obcowanie z cudzą, niezależną od nas inteligencją… Nikt? Nie ten poziom, tu jest fotorealium! Będą dodawane kolejne zdjęcia potraw, pączków, opróżnianych butelek whisky i zadowolonych z siebie pijących. Ponad tym sufitem świata dla nich nie brak. Jak on czeka na komentarze, nawet nazajutrz po przebudzeniu się na kacu, ze smartfonem w ręku. Jakież wszak było to wieczorne „mega, megawydarzenie”! Zastanawia też porost nowomowy. Ileż fraz, zwrotów do wykorzystania, a ktoś jest z warunków w hostelu w Zakopanem właśnie „zadowolony mega”. „Mega” jest wszędzie: jaki był film – mega. Dobry kardiolog? Mega. Megamecz w telewizji, nowy telewizor, megatani ciuch. Szczebioczą to nastolatki, dorośli – megaupadek, kochani!

Drugim hegemonem jest określnik „totalny”, wszystko też jest totalne. Totalnie udany wypad, totalny niewypał, totalne nieporozumienie bądź totalnie dobry megakrem. Tak blogerki i miliony innych komunikują się, mając bogactwo polszczyzny w totalnym nieposiadaniu. W „mega” i „totalnie” można wyrazić całą złożoność świata w ich oczach i to jest totalnie mega, gratulacje dla wpatrzonych w monitory! Jesteście i będziecie mega. Kiedyś idę na wysokości Włodkowica, ul. Kościuszki, tam jest przystanek autobusowy na Ostródzką. Patrzę, siedzi dziewczyna – 16-17 lat, ładnie odziana i czyta książkę w oczekiwaniu na pojazd – aż pogratulowałem wyboru. Bo raz, że mając książkę w ręku, automatycznie bardzo inteligentnie się wygląda, dwa zaś – młoda niewiasta obroniła się przed dyktatem smartfona, internetu w wymiarze każdej wolnej chwili.

Ma wnętrze, broni pożądanego balansu, a nie nieodmiennie zaśmieca się, gdy szkoła puści i można wybrać formę rozrywki. Zawężonej u „totalnych” do jednego wymiaru, wyniszczającego IQ jak nic. O ile to jakoś tam występuje – nie jest to megapewne. Karierę Nikodema Dyzmy robi również przysłówek „grubo”. W znaczeniu „świetnie”, „bomba”, „znakomicie”. Było lub będzie „grubo”, wskazuje przeto, że albo coś się idealnie, topowo zapowiada, albo oto i się według powyższych reguł odbyło. Sylwester „grubo” obeszło 90% internautów. Papla to jeden, drugi za sobą niczym rój papug – zuniformizowała się mowa do trzech-pięciu terminów i taka komunikacja płynie nurtem. Najohydniejszym z przykładów, przy którym więdną mi oczy z uszami, jest slogan jednej sieci komórkowej – logicznie i literalnie głupi jak but – „brawo ty”.

Przy czym zaimek się zmienia na „my”, „wy”, „ja” – to jest kataklizm. Gdy mówisz brawo, w perspektywie zawsze jest jakiś odbiorca. Np. kolega mi mówi: „Mam rozwód, podzieliliśmy majątek, odżyję teraz, chwała”. Na co możesz mu przerwać: „Brawo, trzymałem kciuki!”. Ale nie do diaska zielonego: „Brawo ty”. Dopuszczalna i nie haratająca jest jeszcze forma: „Brawo, Andrzeju”, „Brawo, Kasiu” – zamulone zaś powtarzanie „ty”, „wy”, „my”, „ja” – jest okropieństwem nie do przełknięcia, przepraszam zainteresowanych – nie brawo wy!

Są jeszcze masowo wklejane zdziwienia: „lol” i „wow” – tu podmiot udostępniający awizuje bycie pod wrażeniem, że naprawdę (bądź na pokaz) coś nim poruszyło. Emocja słowem poszła powyżej dwudziestu dwu stopni Celsjusza! A obok leży umartwiały język, z którego można czerpać jak z rogu obfitości – ileż metafor, paraboli, wszystkie stany ducha, rozśmieszające rymowanki! Zestawienia wyrazowe mogące budzić podziw, przydać nam megagrubej łatki świetnego oratora, krasomówcy. Absolutnie nie potępiam wszystkiego w czambuł, niektóre nowalijki są sensowne i wpisują się z klasą w sztambuch polszczyzny. Weźmy choćby rzeczownik „demo”. Demo oczywiście pochodzi od zademonstrowania, pokazania – tu akurat w formie awiza, próbki, podstawowego raportu, informacji. Demo wysyła się do wytwórni płytowych, są książki złożone z fragmentów kilku powieści – to też swoiste demo. Lepiej tego nie nazwiesz, trzeba zassać więc termin, bo była luka, opisowo się to klepało. A tu jedno ułatwienie i samochód odpalony, bez uszczerbku dla silnika, jakiegokolwiek piasku w paliwie brak. Apeluję tu do młodych, przytomnych rodziców, by się wsłuchali w język używany przez ich pociechy i zawczasu wypleniali chwasty!

Z góry dla was „brawo wy”, a poważnie – macie robotę do wykonania. Uczulcie latorośle na ocean słów, który jest zastępowany siedmioma perzami, rdestami czy innym pokrzywnikiem pospolitym. Z tego można ładnie wyjść, z miesiąca na miesiąc, pomogą rozmowy i zalecenie lektur, nie szkolnych broń Boże, bo te odstraszają. Niech taki Janek czyta historię, jak lubi, geografię, „Szwejka” – to jest jak z filmami czy olimpiadą, zawsze czymś się zainteresujesz. Po czym aparat mowy złapie nowe koneksje, nowe szlaki i rozdroża, których wcześniej nie dostrzegał. Ślepota językowa to diabla przypadłość, chrońcie, kogo możecie.

Czytam właśnie wywiad rzekę z Józefą Hennelową, jej wspomnienia z dzieciństwa w Wilnie, wojna, po – pachnie, co mówi ta kobieta, perfumy na linijkach, tyle że nie wzięło się to z kapelusza, z niczego. Praca nad formą wypowiadania się następuje samoistnie, o ile konkretnie ją nawozisz i podlewasz – za darmo ogół ma totalne odloty i trzeba mu współczuć. Ach, jeszcze w cudzysłowie ujmuje czasownik „ogarnąć”, to też kwiat sieciowo-rozmowny. „On jest taki nieogarnięty”, „Musi się ogarnąć”, „Ogarnę to i wychodzę z domu” – ogarniacie głębię przeróżnych aspektów bytowych? Jak nie, to musicie się ogarnąć – bądźcie poważni! Ktoś ogarnia materiał na jutro, inny ogarnia motor, bo wysiadł, albo trawnik, gdyż nieprzystrzyżony. Wytrych tak szlachetny, że aż trzeba sprawdzić, czy nie platynowy, jak wszystko zresztą od początku dziś poruszane. Sienkiewicz z Mickiewiczem i Prusem mogą doprawdy żałować, że urodzili się wcześniej! To znaczy żałować rzeczywiście mogą w mej opinii, ale w kontekście postępu technologicznego i choćby medycznego (Mickiewicz zmarł na cholerę), jaki się dokonał.

Nie brawo wy – zatem. Fart mógł, a nie wziął was w objęcia, my zaś jesteśmy tu całkowicie ogarnięci, jak Armia Czerwona po zdobyciu Berlina – ogarnęli to! Monstrum na równi z przedstawionymi infekuje od niedawna handel, a w związku z czym i reklamy. Pomieszanie pojęć to jest to, do tej pory rozpatrywaliśmy skrótowce/wyrażenia absurdalne. Otóż jakiś wielki mózg rzucił w materiale promocyjnym firmy, że temu samochodowi… dedykowany jest olej taki a taki! Jak to się rozlazło – niczym tsunami po Dalekim Wschodzie! Naraz słyszymy o śrubkach dedykowanych ścianom, szamponach włosom łatwo łuszczącym się, dedykowane są płyny do podłóg podłogom, papier toaletowy wrażliwym pośladkom, tabletki na przeczyszczenie spokojnemu żołądkowi. Podchwycenie idiotyzmu to zawsze wielka broń idiotyzmu, o czym i dalej.

Nikt się nie zająkuje, nie puka w głowy – widać milionom dedykowane zostało skołowacenie bezzwrotne – oż te dedykacje... A co to jest dedykacja – służę definicją, naturalnie tylko niezorientowanym. Otóż ciągnąc za Wikipedią, rzeczownik ów pochodzi od łacińskiego ‘dedicatio’ – co oznacza „poświęcenie”, „ofiarowanie”, ale to źródłosłów. Natomiast prawidłowe użycie to: tekst czy inna forma artystyczna (obraz, utwór muzyczny, rzeźba) skierowany do ofiarowanego przez twórcę. Tudzież informacja na temat osoby, której autor poświęca swoje dzieło. No jeżeli uznamy za mecenasa sztuki w jakiejkolwiek formie podłogę, a za wybitne dzieło płyn do niej to OK, nie ma odstępstwa. Jeśli zaś nie wchodzimy w surrealizm, to znów jesteśmy podtopieni przez jakiegoś jajogłowego z ulotek marketów budowlanych czy gościa od nagłośnienia zalet oleju napędowego.

I wnet w tę minę wdepną wszyscy, im one zostają ‘dedykowane’, jak życie długie i szerokie. Tak, tak, bo omawiamy hity (też usprawiedliwiona implantacja, „przebój” to co innego) bieżącego powietrza, funkcjonujące w miarę od niedawna. Jeszcze bowiem ze trzy lata temu megatotalne wypowiedzi nie istniały, z dedykowanymi syropami puszki Pandory także nie otworzono. Wtedy królowało z wielu ust przekoszmarne „bynajmniej”, mówione dokładnie wtedy, gdy należało stwierdzić „przynajmniej”. Cała Polska w to wsiąkła: blogerki, sklepowe, salowe, samozwańcze modelki, emeryci, robotnicy, policjanci, taksówkarze i malarze. Tsunami znów obezwładniło bezwładnych i gamoństwo nad Wisłą! Była taka recenzentka filmów online, stwierdzała ona, że słyszała o nim głosy krytyczne i nieprzychylne, jej się bynajmniej jednak ten film podoba!

Minę miała przy tym stylizowaną na Einsteina na ostatniej prostej przed odkryciem teorii względności. Nie wiem, czy można się bardziej obnażyć jako ćwierćinteligent – chyba nie. „Bynajmniej pojadę i zobaczę” – mówiła mi niedawno znajoma emerytka o planowanej wycieczce parafialnej do Gietrzwałdu, bo jeszcze tam nie dotarła. A pewne gestykulujące do przesady dziewczę, by dodać sobie animuszu i klasy (dalsza rodzina), poinformowało mnie z einsteinowską pewnością: „Ja bynajmniej wiem, czego chcę”. „Ja bynajmniej też – zacząłem się z niej śmiać z kamienną, nienaruszoną powagą twarzy – bynajmniej sobie poradzisz w każdej sytuacji życiowej”. Przytaknęła z ukontentowaniem, czuła, że trafiła na bratnią duszę. Bynajmniej raz ktoś jej wysłuchał i zrozumiał oraz docenił. Długo też żyje potworek „wróciła z Włoszech” czy „Niemczech”, „przywiozła to z Niemczech, Włoszech”, etc.

Przecież to się źle nawet słucha, skrzypi jak stare drzwi do zakrystii! Nie nakreślę nawet formy poprawnej, bo bym wam ubliżył – jak można wypuścić z siebie „wraca z Węgrzech”!? A klekot może ucichł, ale trwa. Bynajmniej ja go mega odbieram, na szczęście jestem ogarnięty, więc mnie totalnie omija. Brawo ja!

Dobra, już do końca tekstu żadnego ironicznego dialektu, obiecuję się powściągnąć, bo jeszcze się nam wszystkim pokiełbasi i wyjdziemy z tego felietonu solidnie pokiereszowani na zwojach psychicznych! Apage satanas – już nie zgrzeszę składnią liter. Dość powiedzieć, że przy tym, co napisaliśmy, „poszłem”, „tu pisze” czy „włanczam” to kategoria lekka, bo zżyma wyjątkowo opornych, podczas gdy w naszym spectrum opór nie istnieje, żniwo pandemii jest porażające. Drzewiej wiele osób legitymowało się własnymi neologizmami kreatywnymi, po tym poznawało się osobowości.

Pewien iławski lekarz, którego nie wymienię z nazwiska, bardzo często utrzymywał i kazał sobie powtarzać, że nie jest „pod sroki” – była to jego trawestacja o wypadnięciu sroce spod ogona. Trafił w totka, ktoś mu głośno winszował, a on na to: „A co ty myślałeś, że Zygmunt jest pod sroki?”. Zdobyło to popularność: jak było ocenić kolegę, który przychodzi do ciebie z butelką wina: „A, widzę, że nie jesteś pod sroki!”, itp. Wdzięk i intelekt, oto różnica pomiędzy ludźmi nie pod sroki, a pod sroki w tej materii. Kto „nie pod sroki” – umie po polsku mówić polszczyzną i amen! I jeszcze co do poprawki: „proszę pani” nie „panią”. „Panią” to do tańca (biernik), a w zwrocie grzecznościowym obowiązkowy dopełniacz, który tu jest równy mianownikowi i brzmi „pani”! Szanowna pani, proszę pani – tylko tak!

Teraz nas, osobników absolutnie nie pod sroki, uwrażliwię na błędy językowe, które może zrobić każdy, a są one niezmiernie trudne do rozszyfrowania na pierwszy rzut oka. Mnie ostatnio nie grało, że dziewczyna powinna mówić „dostałam okresu” nie „okres”. Jakoś tak dziwnie i pretensjonalnie, a okazuje się jedynie słusznie. Bo jak powiemy: dostał zawał czy zawału, grypa czy grypy? Oczywiście druga opcja, choć trzeba to usznie wyrównać, bo zdaje się trochę trzeszczy. Paralela jest z czasownikami „przekonać” i „przekonywać”. Gdy przemienimy je w przymiotniki mamy: „przekonujący” i „przekonywający”, słowem „przekonywujący” nigdy w życiu! A jak już, to szybko się poprawmy, starając się naprędce wykarczować złe przyzwyczajenie. Na deser – „myśleć” i „wymyślić”. Po to się myśli, żeby na końcu coś wymyślić.

„Wymyśleć” gra tu rolę „przekonywającego” – karczujmy, skoro nieomylnie rozpoznaliśmy wroga, licho nie śpi i my nie śpijmy. Moja polonistka z podstawówki – Zyta Pupek poza realizowanym, żelaznym programem nauczała nas takich niuansów, co u przeważającej części odbijało się niczym groch od ściany. Ale wybrańcy korzystali, wtedy, myślę, polubiłem arkana tej polskiej chińszczyzny, zgłębianie ich jakże nierzadkich podwójnych den. Z czasem stałem się purystą językowym, zwracającym uwagę otoczeniu. Dyskretnie zwykle zwracającym – starajmy się mówić prawidłowo, da się, włóż trochę wysiłku. A że czyniłem to życzliwie, wiele osób – nie chwaląc się – solidnie podciągnąłem, dali sobie innymi słowy pomóc. Najtrudniej przychodzi mi rugowanie słowa „masakra” nijak nie pasującego do niczego poza rzezią, pogromem, zagładą, ludobójstwem.

Kolejka w sklepie – masakra, pogoda – masakra (masakryczna!), menu na weselu – a jakże, masakra! Tu poległem jak Warneńczyk pod Warną, „masakrują” nawet ludzie z tytułami naukowymi, niebanalni, mądrzy, może to słowo-klucz w drugiej dekadzie XXI wieku? Nie dociekam, oparłem się zarazie, to wystarczy! Ale ewangelizację wciąż będę prowadził.

Ludzie gustownie mówiący są jak ludzie gustownie ubrani, to zauważalna wartość plus. A przeciągnięcie kogoś na stronę mocy to najczystsza satysfakcja, dlatego tak dzisiaj obrodziłem detalami, szczegółami. Stanówmy pułki, nie oddziały – oto cel!

LESZEK OLSZEWSKI




  2019-01-30  

Z komentarzami zapraszamy na forum
Wróć   Góra strony
102369417



REDAKCJA:
redakcja@kurier-ilawski.pl


Zaproszenia: co, gdzie, kiedy?
informator@kurier-ilawski.pl


Biuro Ogłoszeń Drobnych:
drobne@kurier-ilawski.pl


Biuro Reklamy:
reklama@kurier-ilawski.pl


Kronika Towarzyska:
kronika@kurier-ilawski.pl






Pierwsza strona | INFORMACJE | Opinie | Kurier Zdrowia i Urody | Papierosy | CENNIK MODUŁOWY | Ogłoszenia drobne | Ogłoszenia modułowe
Stopka | Wyszukiwarka | FORUM | 
E-mail: redakcja@kurier-ilawski.pl, reklama@kurier-ilawski.pl, ogloszenia@kurier-ilawski.pl
Copyright © 2001-2024 - Kurier Iławski. Wszystkie prawa zastrzeżone.