Logo Kurier Iławski

Pierwsza strona
INFORMACJE
Opinie
Kurier Zdrowia i Urody
Papierosy
CENNIK MODUŁOWY
Ogłoszenia drobne
Ogłoszenia modułowe
Stopka
Wyszukiwarka
FORUM

Opinie
Dumne cztery pokoje burmistrza (oklaski)
Dekalog dla wyspy Wielka Żuława
Sezon na grzyby
Po co segregować odpady? Egzamin z dyscypliny
Czy teraz lubi się wracać do szkoły?
LGBT w radzie miejskiej Iławy?
Pozostały tylko obietnice
Epidemia paradoksu
Połowa wakacji minęła, nastroje raczej słabe
Burmistrz zamyka amfiteatr i ma spokój!
Nic się nie stało. Jedziemy!
Ciemność widzę!
Turystów może to nie irytować?
Śmieci nasze powszednie
Dziennik końca świata (7). Powrót do normalności
Ulica księcia Surwabuno
Ewa Wiśniewska, czyli „Powrót Smoka”
Na młode wilki obława…
Serdeczny szwindelek
Szkoda nas na szaszłyki, dlatego chłodźmy głowy!
Więcej...

Opinie

2012-03-21

Klepacka: Znaleźli harmonię z dala od miasta


Przejedzie jeden samochód na kilka godzin, nie działa internet, za to są książki, które od dawna zamierzaliśmy przeczytać. Niczyj kot na widok człowieka rozkłada się leniwie do głaskania. Słońce jest jeszcze zamglone, wczesnowiosenne, ale pierwsze przebiśniegi i zaczątki tulipanów zwiastują, że już niedługo złota jak miód kula zalśni w pełni, obsypując ludzi piegami i dając wysoką temperaturę. Zaczynam rozumieć tych, którzy pojechali szukać prawdziwej harmonii i znaleźli ją daleko od miasteczek i miast.


Mówią, że od problemów się nie ucieka, że należy wziąć w dłoń rękawicę i zmierzyć się z tym, co najtrudniejsze. Za to tak kochamy bohaterów – Rejtana, księdza Popiełuszkę, pilota Wronę. Są jednak takie chwile, w których nie mamy siły na bycie herosem. I takie miejsca. Do domu nie zawsze masz ochotę wracać w półtoragodzinnym korku, twój oddech nie zawsze dopasowuje się do drażniącego rytmu miasta, a płuca kurczą się od spalin. Czasem, nawet żyjąc w Iławie, gdzie wprawdzie korki nie utrudniają życia, ale codzienność bywa tak samo szara jak w każdym innym mieście, ma się ochotę na coś innego. Człowiek i natura są jednością. Świadczą o tym choćby geny (podobno koń ma tylko niewiele mniej zwojów mózgowych niż człowiek, wiedzieliście?). No i to nietypowe uczucie, które nachodzi nas w kontakcie z naturą. Spokój, harmonia, wyciszenie. Zachwyt. Klucz wracających z ciepłych krajów ptaków, szachownica pól, dwa samotne łabędzie nad brzegiem jeziora, a za nimi gęsta jak nieskończoność mgła.

Nic prawie nie wiem o życiu na wsi. Na pewno jest trudniejsze. Sklepu często nie ma, dom nagrzewa się leniwie, przez co ciepłolubni zostają uziemieni pod kocem i najlepiej w pobliżu kominka. Wieś polska obciążona jest biedą. Jednak wielu wciąż wybiera ją na miejsce do życia, rezygnując z miejskich wygód.

Wpadła mi ostatnio w ręce książka o takich jednostkach – „Miastowi” Anny Kamińskiej. Opowiada o tych, którzy postawili na jedną kartę, znaleźli stare domostwa gdzieś daleko w głuszach i samodzielnie doprowadzili je do porządku, by rozpocząć swoją przygodę w świecie, gdzie nikt nie liczy czasu co do minuty, kalendarium dyktuje natura, powietrze jest zdrowe i apetyt większy, a kogut może zastąpić budzik w telefonie.

Wieś nie wymaga włączenia się w wyścig szczurów, nie wymaga garnituru, sztucznego uśmiechu, wrzucania w siebie w pośpiechu czegoś do jedzenia i szóstej kawy, ciasnoty autobusu o siódmej rano, przeklinania w kolejce w supermarkecie. Wieś docenia pracę i wynagradza za nią. Na wsi nie ma miejsca na nudę – w końcu kto nie pracuje, ten nie je. Na wsi można mieć warzywnik, a od sąsiadki jajka, ma się czas na pieczenie chleba, na rozmowy z innymi ludźmi i na spacer. Wieś wie, jak święcić niedzielę, zawiesić codzienny tryb na ten jeden dzień i oddać się błogiej celebracji prostego słowa: jestem.

Dzisiejsza wieś nie musi oznaczać braku połączenia z rzeczywistością, piwa pod sklepem i przygnębienia. Może być odnowieniem świeżego życia, pełnego, nie wyniszczającego i harmonijnego. Wieś nie liczy się z prawami współczesnego biznesu, gardzi reklamą, sztucznością, zyskiem z zerowym nakładem pracy. Chcąc nie chcąc, hołduje prawdziwej wartości.

Trzeba się tego wiejskiego życia nauczyć. Polubić czarną kawę, bo skończyło się mleko i nie ma gdzie kupić, a krowy też nie ma się w posiadaniu. Trzeba się przyzwyczaić do tego, że nikt nie stoi nam nad głową i samemu nauczyć się gospodarowania czasem produktywnie. Wsią nie musi bowiem rządzić monotonia – ona nigdy nie przychodzi sama, to my ją tworzymy przez płytkie patrzenie na rzeczywistość. Jeżeli ją zaprosimy to koniec, życie na wsi zamęczy nas.

Podoba mi się, że na wsi jest się członkiem społeczności. Podobno ten brak anonimowości boli, ale co ja mogę wiedzieć? Na tym etapie, którym jestem, pod ciepłym kocem, z ciszą i mlecznobiałym słońcem, świadomość, że nie jestem zaganianą jednostką jedną z milionów, jest cenna.

Wieś nieodwracalnie kojarzy mi się ze zdrowym odżywianiem, z całym tym „slow food”, produktami ekologicznymi i marchewkami rosnącymi jedna obok drugiej. Jedzenie, które w każdym mieście kosztuje fortunę, tutaj można mieć całkowicie dla siebie, razem z pewnością odnośnie tego, że to, co wkładam do ust, jest wartościowe. Obiad nie musi być w piętnaście minut, byle tylko zrobić coś ciepłego, wściekle odsmażony i podany byle jak, zjedzony w samotności. Posiłki znowu można celebrować.

Kochamy „Dom nad rozlewiskiem” i inne historie, w których dowiadujemy się o ludziach, którzy mówią stop szalonej rzeczywistości i wracają do korzeni. Często wiąże się to z ogromnymi trudami – domy, które tacy ludzie odnawiają lub budują, pochłaniają masę pieniędzy, więc przez długi czas przebierają się pod kołdrą, bo w domu jest zero stopni, nie ma ciepłej wody, po uszy tonie się w długach. Zwykle jednak po każdej takiej życiowej zimie przychodzi wiosna – obiady w ogrodzie, zachody słońca i cykanie świerszczy.

„Zanim się sprowadziła, rozdała koleżankom w Warszawie buty. Agnieszka: Szpilki. Wszystkie, co do sztuki, poza jedną parą nawet nie szpilek, tylko czarnych butów na obcasie, którą co roku do dziś wkładam na sylwestra. Rozdałam koleżankom te buty z wielką przyjemnością. Na Mazurach Agnieszka kupiła sobie za to podstawowe wyposażenie każdego Mazura, czyli kalosze. Dziś może się pochwalić gumiakami w ilości czterech par”.

Z ucieczek życiowych trzeba się rozgrzeszyć. Pozwolić sobie na luz, spuścić z tonu, odłożyć na bok obowiązki i nie dać się zamęczyć. Spakować torbę, zostawić za sobą wszystkie te widoki, które zaczynają przyprawiać nas o mdłości. Odetchnąć głęboko, wyłączyć się. Ożyć na nowo. Nie ma lepszego czasu na to niż wiosna. Iława otoczona jest pięknymi miejscami, więc zrób to, pojedź je zobaczyć. Nie kosztuje to wiele, a korzyści są ogromne. Uśmiejesz się, jak w drodze powrotnej jezdnię zastawi ci prowadzone przez kogoś stado mlaszczących krów, odganiających ogonem natarczywe muchy.

MARLENA KLEPACKA

  2012-03-21  

Z komentarzami zapraszamy na forum
Wróć   Góra strony
102910796



REDAKCJA:
redakcja@kurier-ilawski.pl


Zaproszenia: co, gdzie, kiedy?
informator@kurier-ilawski.pl


Biuro Ogłoszeń Drobnych:
drobne@kurier-ilawski.pl


Biuro Reklamy:
reklama@kurier-ilawski.pl


Kronika Towarzyska:
kronika@kurier-ilawski.pl






Pierwsza strona | INFORMACJE | Opinie | Kurier Zdrowia i Urody | Papierosy | CENNIK MODUŁOWY | Ogłoszenia drobne | Ogłoszenia modułowe
Stopka | Wyszukiwarka | FORUM | 
E-mail: redakcja@kurier-ilawski.pl, reklama@kurier-ilawski.pl, ogloszenia@kurier-ilawski.pl
Copyright © 2001-2024 - Kurier Iławski. Wszystkie prawa zastrzeżone.