Logo Kurier Iławski

Pierwsza strona
INFORMACJE
Opinie
Kurier Zdrowia i Urody
Papierosy
CENNIK MODUŁOWY
Ogłoszenia drobne
Ogłoszenia modułowe
Stopka
Wyszukiwarka
FORUM

INFORMACJE
Jak trwoga to do... piwnicy
Nie daj się oszukać!
Zbudują wojskowy radar radiolokacyjny
Pierwsza taka operacja
Do studzienki mógł wpaść człowiek!
Jakie komitety wystartują w wyborach?
Wilki rozszarpały psy domowe na oczach dziecka
Radna Ewa Jackowska: Czuję się oszukana!
Leczyła duszę i ciało. Anna Betley-Duda
Urodziła na klatce schodowej
Film „Na żelaznej drodze: 150 lat kolejowej Iławy”
Strajk w markecie Kaufland
Atak wilka na dzieci
Historyczne nominacje rządowe dla naszych z regionu
Budowa zabrała młode życie
Szokujący incydent w Szkole Podstawowej nr 1
Burmistrz jednak podnosi podatki
Tragedia w fabryce Szynaka. Zabiła go rutyna? Brak nadzoru?
Napisała ciąg dalszy „Znachora”
Zakaz wejścia na internę szpitala
Więcej...

2004-12-22

900 złotych z dzieckiem w tle


Małą Weroniką i jej starszą siostrą po śmierci matki opiekowała się babcia – matka zmarłej. Dwa miesiące później biologiczny ojciec podstępem zabrał dziewczynkę z rodzinnego domu. Dziś babcia Weroniki walczy o nią w sądzie, który rację na razie przyznał ojcu. A ten nie pozwala starszej kobiecie zbliżyć się nawet do płotu swego domu.

Tragedia wydarzyła się 26 lipca tego roku – Ewa Borowska wraz ze swoimi dwiema córkami, siostrą i jej mężem wracali samochodem z wczasów. Po drodze mieli wypadek. 34-letnia Ewa zmarła na miejscu. Kobieta osierociła dwie córki: 3-letnią Weronikę i nastoletnią Milenę.

TRAGEDIA NIE TYLKO LETNIEJ NOCY

– Wracały z wczasów do domu – mówi Jolanta Ślusarczyk, druga siostra Ewy. – Ewa zginęła na miejscu. Jej córki miały wiele obrażeń. W wypadku zginął także mąż drugiej siostry, która zamieszkała teraz u mnie.

Dziewczynki także ucierpiały w tym wypadku. 14-letnia Milena miała m.in. połamane żebra, a Weronika wiele ogólnych obrażeń ciała.

– Ponad 11 lat temu Ewa owdowiała – opowiada Jola. – Młoda wdowa z dzieckiem po paru latach szukała w kimś oparcia. Poznała Piotra. Mieszka tu niedaleko. Z tej znajomości niespełna trzy lata temu narodziła się Weronika. Śliczne małe dziewczątko. Ewa nie poślubiła jednak Piotra. Jej pierwsze małżeństwo nie było zbyt udane. Może dlatego? Zresztą Piotr był od niej młodszy, zbyt często zaglądał do kieliszka i nigdzie nie pracował. Zaakceptował Weronikę i dał jej swoje nazwisko. Odwiedzał czasem małą i siostrę. Ewa, choć ją namawiałam, nigdy nie wystąpiła o alimenty. Ona była wspaniałą, spokojną dziewczyną. Nigdy nikomu nie wchodziła w drogę. Jej śmierć była dla nas koszmarem. Koszmarem, który pogłębił jeszcze Piotr. Pewnego dnia po prostu porwał nam Weronikę.

ZABRAŁ NA SPACER

Biologiczny ojciec odwiedzał dziewczynkę w domu jej babci. Zabierał na spacery i czasem do siebie do domu. Był opoką dla małej po śmierci matki. Tak bynajmniej wszystkim się wówczas wydawało.

– Przyjęliśmy Piotra do rodziny – mówi dalej Jolanta. – Płakał razem ze mną. Razem ze mną też układał przyszłość dla Weroniki. Prosił mnie, bym robiła wszystko, by nie rozdzielać dziewczynek i aby Weronika była dalej blisko babci, która ją od narodzin wychowywała. Była przy niej każdego dnia, bo Ewa pracowała. Ustaliliśmy, że jeśli Weronika ma Piotra nazwisko, to nie mieszajmy już w dokumentach i niech on odbiera rentę, jaka jej się należała po matce (prawie 900 złotych razem z zasiłkiem opiekuńczym – red.). Miał ją, tak nas zapewniał, oddawać babci. Tak było jednak tylko raz!

Piotr M. oddał tylko raz rentę po Ewie – w sierpniu br., miesiąc po jej śmierci. Kolejnych już babcia Weroniki nie zobaczyła. Najpierw nie zobaczyła pieniędzy, a wkrótce i dziecka.

– Porwał ją! – z płaczem mówi Janina Kosińska, babcia Weroniki. – Zadzwonił i zapytał, czy może ją wziąć na spacer. Zgodziłam się, przecież jest jej ojcem.

Było to dokładnie 26 września, w dwa miesiące po śmierci Ewy: – Przyszedł, zabrał w reklamówkę kilka ciuszków małej, a ją na ręce i wyszedł – opowiada Jolanta. – Potem zrozumiałam, że knuł coś sobie pod nosem. Kiedy już był pewny, że renta przychodzi na jego konto, to porwał nam dziecko.

Kobiety denerwowały się. Zbliżał się wieczór, a Piotr z małą nie wracał do domu. Wtedy zadzwonił telefon.

– Zimnym głosem powiedział: „Nie oddam wam Weroniki. Widzieliście ją ostatni raz” – mówi ze łzami w oczach ciotka dziewczynki. – Mama poszła zaraz do niego. Chciała porozmawiać, zobaczyć, jak się czuje jej wnuczka.

– On wyszedł przed dom i wskazując mi palcem drogę powiedział: „Wypierdalaj mi stąd!” – mówi babcia Weroniki.

– Tak powiedział, bo mało mu łba nie oberwały – mówi z kolei Jadwiga Kulkowska, matka Piotra, druga babcia dziewczynki.

Następnego dnia rano Jolanta Ślusarczyk pojechała do sądu w Iławie.

OJCIEC WYGRAŁ

Walka o Weronikę pomiędzy babcią a ojcem trwa cały czas. Na jednej ze spraw sąd ustalił, że dziewczynka zostaje z ojcem, a ciotka, babcia i siostra mogą odwiedzać małą w domu ojca raz na tydzień. Rozprawa ostatecznie jednak się nie zakończyła.

Pierwszy raz rodzina zobaczyła dziewczynkę po półtora miesiąca od dnia, kiedy zabrał ją biologiczny ojciec. Do tej pory takich spotkań było tylko kilka i to nie w domu ojca, ale matki chrzestnej dziewczynki.

– Za każdym razem, gdy dzwoniłam, by umówić się na spotkanie z Weroniką lub telefonicznie dopytywałam się o jej zdrowie, odwiedzała mnie potem policja – tłumaczy Jola. – Wymyślano niestworzone rzeczy, że grozimy im śmiercią, że chcemy ich pobić i nachodzimy ich. Cała nasza rodzina tłumaczyła się potem na policji z tych obelg. Prokurator umorzył sprawę. Nie było podstaw, by nas oskarżyć. Dalej jednak są pisane jakieś dziwne listy do prokuratora, które szkalują nasze imię.

Co na to druga strona konfliktu? – Oni też nie są bez winy – mówi Kulkowska. – Na mojego młodszego syna, 17 lat, napisali donos, że molestuje seksualnie wnuczkę.

Jak mówi Jolanta, ani ona, ani jej najbliżsi nie mogą zbliżyć się do płotu matki Piotra, bo od razu dzwoni ona na policję: – Jakiegoś dnia, w umówionym terminie spotkania z Weroniką, zadzwoniłam, by dopytać się, o której godzinie możemy przyjść – mówi ciocia dziewczynki. – W odpowiedzi usłyszałam: „Remontujemy łazienkę i nie na rękę nam spotkanie”.

KOCHAMY JĄ

– Prowodyrem tego wszystkiego jest matka Piotra, która za wszelką cenę chce mieć Weronikę u siebie, ale nie dlatego, że kocha dziecko, ale dlatego, że można na niej zarobić! – tak Jola komentuje zachowanie matki Piotra. – Jak mała się urodziła, to latała po wsi i wykrzykiwała, że bękarta pod dach nie weźmie. W tamtym domu wciąż leje się alkohol, a tam jest i na to musi patrzeć.

– To są oszczerstwa! – odpiera zarzuty Kulkowska, matka Piotra. – Zawsze chciałam, by Piotr ożenił się z Ewą, ale jej siostra i matka nie pozwoliły na to. Syn, jak żyła jeszcze Ewa, płacił alimenty na Weronikę. Są na to przecież dowody w sądzie. Wszyscy: ja, syn i mąż pracujemy. Zarabiamy na życie. Mamy pięciopokojowy dom i tu mała ma więcej miejsca. Piotr jest jej prawnym opiekunem i nim zostanie! A dlaczego Ślusarczykowa nie powie, że sama jest też pijaczką i często bije się pod sklepem z chłopami? Ale to nie wszystko! Jej matka wyrzuciła z domu syna, który teraz śpi na działkach, żeby... było więcej miejsca do spania w tych dwóch pokojach, które mają. Taka to niby porządna kobieta?!... Zresztą czy sąd przyzna opiekę nad dzieckiem 76-letniej babci? Z pewnością nie, tym bardziej, że choruje na serce i sama potrzebuje opieki. A tu jest jej ojciec i tu powinna być Weronika! Również tutaj mała jest zameldowana. Piotr zawsze dbał o dziewczynkę. Sam zadecydował o tym, żeby ją zabrać z tamtego ciasnego mieszkania. A na zabawy będzie sobie chodził, bo jest młody! Mała czuje się u nas dobrze i dobrze się rozwija. W przeciwieństwie do tego, co mówi jej ciotka i babka, kochamy ją.

WERONIKA CHCE DO DOMU

Weronika, gdy matka Piotra i on sam pracują, przebywa pod opieką sąsiadki.

– Czemu do mnie, do swego domu jej nie przyprowadzą – płacze matka zmarłej Ewy. – Tamtej kobiecie płacą za opiekę i po co? Ona jest taka grzeczna i kochana. Wyrwali ją stąd. Tu ma siostrę, a za ścianą kuzynów. Dlaczego sąd nie dał nam opieki?! Ta mała jest tam nieszczęśliwa. Jak raz tam byliśmy, to biegła na czworaka do nas, jak piesek i całowała podłogę. Mówiła do swej siostry Mileny, że cieszy się, że przyszła i chce, by ją zabrała do domu.

– Piotr już w miesiąc po śmierci Ewy był na zabawie – wypomina Jola. – Tak postępuje ktoś, kto stracił swą ukochaną?! Dopóki nie zabrał małej, to nigdzie nie pracował. Robi tak, by sąd nie miał podstaw mu jej odebrać. Milena strasznie to przeżywa. Chce być wreszcie ze swoją siostrą.

Prawną opiekę nad małą Weroniką chce teraz przejąć babcia Janina Kosińska, która, jak mówi, od dnia narodzin była przy niej cały czas.

W środę, 22 grudnia br., w sądzie w Iławie odbywa się kolejna sprawa sądowa o ustalenie prawnej opieki nad małą Weroniką, którą teraz tymczasowo sprawuje jej ojciec. Komu ostatecznie przypadnie dziecko i... renta?

JOANNA MAJEWSKA




Jadwiga Kosińska, babcia Weroniki,
nie może pogodzić się z tym, że
małej nie ma w domu.
Płacze i ogląda zdjęcia dziewczynki.

  2004-12-22  

Z komentarzami zapraszamy na forum
Wróć   Góra strony
102740657



REDAKCJA:
redakcja@kurier-ilawski.pl


Zaproszenia: co, gdzie, kiedy?
informator@kurier-ilawski.pl


Biuro Ogłoszeń Drobnych:
drobne@kurier-ilawski.pl


Biuro Reklamy:
reklama@kurier-ilawski.pl


Kronika Towarzyska:
kronika@kurier-ilawski.pl






Pierwsza strona | INFORMACJE | Opinie | Kurier Zdrowia i Urody | Papierosy | CENNIK MODUŁOWY | Ogłoszenia drobne | Ogłoszenia modułowe
Stopka | Wyszukiwarka | FORUM | 
E-mail: redakcja@kurier-ilawski.pl, reklama@kurier-ilawski.pl, ogloszenia@kurier-ilawski.pl
Copyright © 2001-2024 - Kurier Iławski. Wszystkie prawa zastrzeżone.