Logo Kurier Iławski

Pierwsza strona
INFORMACJE
Opinie
Kurier Zdrowia i Urody
Papierosy
CENNIK MODUŁOWY
Ogłoszenia drobne
Ogłoszenia modułowe
Stopka
Wyszukiwarka
FORUM

Opinie
Dumne cztery pokoje burmistrza (oklaski)
Dekalog dla wyspy Wielka Żuława
Sezon na grzyby
Po co segregować odpady? Egzamin z dyscypliny
Czy teraz lubi się wracać do szkoły?
LGBT w radzie miejskiej Iławy?
Pozostały tylko obietnice
Epidemia paradoksu
Połowa wakacji minęła, nastroje raczej słabe
Burmistrz zamyka amfiteatr i ma spokój!
Nic się nie stało. Jedziemy!
Ciemność widzę!
Turystów może to nie irytować?
Śmieci nasze powszednie
Dziennik końca świata (7). Powrót do normalności
Ulica księcia Surwabuno
Ewa Wiśniewska, czyli „Powrót Smoka”
Na młode wilki obława…
Serdeczny szwindelek
Szkoda nas na szaszłyki, dlatego chłodźmy głowy!
Więcej...

Opinie

2009-05-27

Pijąca Iława, czyli gdzie tamte zwyczaje?


Zbliża się uroczyście 20 lat od czasu, kiedy w Polsce upadł komunizm. Urządza się więc liczne podsumowania – co się udało, co mogło być lepiej, etc. Panuje jednak pewien absolut – nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby, żeby tamte czasy wróciły. Nigdy nie uwierzycie, co według mnie jest tego społeczeństwa największym osiągnięciem – od Bałtyku po Tatry. To mianowicie, że w 2009 roku można śmiało rzucić tezę, że stało się ono ze społeczeństwa pijackiego społeczeństwem jedynie pijącym, a to kolosalna różnica!


Leszek Olszewski


Jedno ze wspomnień mojego ojca z okresu lat 80-tych wiąże się z obrazem człowieka czynu, który wszystko umiał – jeżeli trzeba było – nawet z podziemi wydobyć, a jak powszechnie wiadomo, na ziemi nie było niczego. Od skórzanej piłki dla mnie do grania na podwórku, po cement, płytki PCV czy dachówki do domku letniskowego w Siemianach. Asortyment potrzeb był szeroki, zawsze coś trzeba było – jak zwykł ojciec mawiać – „łatwić”. To pół świniaka od rolnika z uboju, to jakieś polskie a la adidasy, encyklopedię PWN, stół do pokoju, szafkę do kuchni, akumulator do fiata, kilka rolek tapety nie przypominającej gramaturą papieru toaletowego – tak to zawsze z miesiąca na miesiąc coś wyskakiwało.

Planując tu jakieś działania, ojciec zawsze wykazywał się roztropnością. Zaczynał bowiem operację np. „cement” od spakowania, do podręcznej walizeczki – tuż przed udaniem się do jakiegoś decydenta, u którego zamierzał coś „łatwić” –półlitrowej butelki wódki, najlepiej „Żytniej”, która to wręczana niezobowiązująco na początku spotkania nieodmiennie pełniła zaszczytną rolę „ambasadora sprawy” i zwykle otwierała drugą stronę na problemy ojca. Bardzo często pieczętowało sprawę ponowne spotkanie i kolejna butelka „Żytniej” czy „Wyborowej”, wtedy ponoć nietaktem było niewypicie jej z decydentem pod jakimś roboczym hasłem: „niech ten cement służy długie lata”.

Ilu ludzi wówczas przypłaciło podobne powszechne realia nałogiem alkoholowym, to chyba tylko statystycy w piekle wiedzą. Ojciec jakoś nie – wielokrotnie wymawiał się dyżurami w szpitalu nazajutrz, więc decydent sam pił od pewnego momentu, a ojciec mu jedynie statystował, żeby nie uchybić bon tonowi i nie wyjść, zmuszając człowieka od cementu do picia w samotności. Pili bowiem wszyscy: robotnicy i inteligencja, nauczyciele i uczniowie, menele i sportowcy z pierwszych stron gazet, władza i opozycja. Pierwszego maja po pochodach regularnie cały naród uderzał w gaz, w restauracjach pojawiały się tłumy, partia bowiem dbała, by tego dnia asortyment i ceny były satysfakcjonujące!

Co ciekawe, ówcześni kelnerzy powszechnie gardzili swoimi gośćmi, bo raz, że zarabiali więcej od nich, dwa zaś, że nagminnie – jak rok długi, wizytując restauracje gros klientów czyniło to, przynosząc ze sobą różne skórzane teczki. W teczkach mieli swoją wódkę, bo w lokalach panowała drożyzna. Zamawiali więc 50-tkę oraz oranżadę i po dwóch godzinach na czworakach opuszczali lokal. Klimatu dodawały bufety, nad którymi zwykle można było przeczytać hasła w rodzaju: „Wspólną pracą zbudujemy socjalizm”, a tuż obok: „Wódkę podajemy tylko z zakąską! Uwaga: piwo i wino zakąskami nie są”. Ojciec opowiadał o parze lekarzy, którzy codziennie przyjmując od godziny 13 w ośrodku zdrowia na Starym Mieście, a idąc tam ze szpitala, zawsze wstępowali na 10 minut do Hotelowej, gdzie kelner na ich widok wiedział, że ma szybko przynieść im do stolika trzy 50-tki wódki i śledzia w śmietanie na sławetną zakąskę, bo pacjenci czekają!

Odnośnie samej legendarnej Hotelowej, to prof. Stefan Trykacz po wielokroć powtarzał mi z jakimś mistycyzmem w głosie, że zarówno o morderstwie Kennedy’ego w listopadzie 1963 r. jak i o wyborze Karola Wojtyły na papieża piętnaście lat później dowiedział się właśnie, gdy siedział w tym przybytku. W obu też przypadkach rolę medium spełniała babcia klozetowa, która gdy się niespodziewanie pojawiała na sali głównej – wszyscy milkli, wiedzieli bowiem, że coś ważkiego musiało się wydarzyć – non stop bowiem słuchała ona radia w swojej samotni na półpiętrze.

Z tą zakąską w Iławie ponoć też było ciekawie – zasięgnąłem języka. Trzeba otóż było ją brać już do setki wódki, lampki wina czy dwóch małych piw. Menu nie było zachwycające: jakieś zielone jajka w majonezie, siny tatar, twarde jak orzechy kotlety mielone, ale nie było gadania – pijesz, zakąska na stole! Czasami więc jakaś zasiedziała para zajmowała dwa stoliki, na jednym stały dwa kieliszki z wódką i dwie butelki z oranżadą, drugi zaś uginał się od „przysmaków”, które strach było spróbować i generalnie wracały one za kolejne dni do ponownego użycia – skoro goście nie ruszyli… Iławscy menele z tamtych lat żyli pięknie, ale krótko. Ostatni ze „złotego pokolenia” jakimś cudem umarł dopiero z cztery lata temu.
Ale co tam menele! W Iławie ciche imprezy permanentnie miały miejsce na komendzie milicji, w szkołach, urzędzie miasta, szpitalu, na PKP, w przedszkolach, miejskim komitecie PZPR, domu kultury – wszędzie! Pito dla przyjemności, okazyjnie, jubileuszowo, historycznie, euforycznie, załogowo i masowo, bo kto nie pił – twierdzono – donosił.

Z ciekawostek: w 1987 r. na dachu baru Tramp (dziś teren między ratuszem a blokiem-punktowcem poniżej), przed 1 maja, władza umieściła kilkumetrowej wielkości podobiznę Lenina, który palcem wskazującym pokazywał przybarowy murek i obwieszczał z przekonaną miną: „Socjalizm to my!”. Problem w tym, że przyszła wiosna, Tramp ożył i murek całe dnie był obsiadnięty przez drobnych pijaczków. Niektórzy spali albo sikali w pobliżu i tak robili za tę żywą reklamę ustroju. Po tygodniu śmiechów całego miasta Lenin zniknął, pijaczki zostali i jeszcze jakiś czas ubarwiali to miejsce.

Pito też mocno bądź na umór w barach Krzyś, Zdziś, w Jeziorance, Rybitwie, Pod Setką, na skwerku za Czaplą, w samej Czapli… Czuło się wręcz ten narodowy ciąg! A teraz się to gdzieś bezpowrotnie zapodziało, wyparowało – i tu jest prawdziwy cud roku 1989!

LESZEK OLSZEWSKI

  2009-05-27  

Z komentarzami zapraszamy na forum
Wróć   Góra strony
102494836



REDAKCJA:
redakcja@kurier-ilawski.pl


Zaproszenia: co, gdzie, kiedy?
informator@kurier-ilawski.pl


Biuro Ogłoszeń Drobnych:
drobne@kurier-ilawski.pl


Biuro Reklamy:
reklama@kurier-ilawski.pl


Kronika Towarzyska:
kronika@kurier-ilawski.pl






Pierwsza strona | INFORMACJE | Opinie | Kurier Zdrowia i Urody | Papierosy | CENNIK MODUŁOWY | Ogłoszenia drobne | Ogłoszenia modułowe
Stopka | Wyszukiwarka | FORUM | 
E-mail: redakcja@kurier-ilawski.pl, reklama@kurier-ilawski.pl, ogloszenia@kurier-ilawski.pl
Copyright © 2001-2024 - Kurier Iławski. Wszystkie prawa zastrzeżone.